Thursday, May 3, 2012

Tyson Sorry czyli trzeci dzień JazzArt Festival w relacji Macieja Nowotnego

Trzeci dzień JazzArt Festival zaczął się od mocnego uderzenia, które słuchaczom zafundowali polski trębacz Tomasz Dąbrowski i amerykański bębniarz... Tyshawn Sorey. Dąbrowski to wysoki, przystojny mężczyzna o czarującym uśmiechu, którego łatwo rozpoznać po zawadiacko przechylonym na tył głowy kapelusiku. Sorey jest szpetny, wygląda jak King Kong w miniaturce, ale spoza grubych, ciemnych warg przebija wyraz twarzy równie nieziemski i pogodny jak ten u samego Buddy. Trudno o dwa bardziej przeciwstawne fizyczne typy. I trudno o dwa bardziej odległe od siebie muzyczne języki, bo Sorey to czarodziej ekstatycznego, czarnego jak lochy Tartaru, afrykańskiego z ducha pulsu, a w grze Dąbrowskiego słychać tak polską rzewność jak i skandynawską melancholię (zresztą studiował w Danii). Ale trudno też przypomnieć mi sobie kiedy ostatnio słyszałem tak udany avantjazzowy duet jak ten właśnie! Publiczność słuchała z niedowierzaniem z jaką niewyczerpaną kreatywnością Sorey odmienia przez tysięczne przypadki tak proste zdawałoby się słowo jak "rytm". Dąbrowski może być bardzo zadowolony, że na tle tego genialnego wprost muzyka zaprezentował się jak równorzędny partner. Jeśli ukaże się płyta nagrana przez tych dwóch muzyków w Nowym Jorku  to "z automatu" ubiegać się będzie o miano jednej z najlepszych w 2012 roku w polskim jazzie.

Wychodziłem z Katofonii na "miękkich nogach" jak Andrzej Gołota po walce z Mike'm Tysonem. Tymczasem czekał już na nas obłędny purpurowo-złoty kinoteatr Rialto, gdzie lada chwila zacząć się miał koncert nowego, międzynarodowego kwartetu Macieja Obary. Obara wyrasta na kluczową postać polskiego jazzu. Namaszczony przez Stańkę udziałem w New Balladyna Project, udał się następnie do Nowego Jorku, gdzie nagrał dwie wybitne płyty "Four" i "Three" ze śmietanką tamtejszej awangardy. Tym przetartym przez niego szlakiem udali się tam później Sarnecki, Bałdych czy wspomniany wyżej Dąbrowski. Jest zwiastunem tego co nowe w młodym polskim jazzie: otwarty na świat, szukający nowych dróg, nastawiony na współpracę ze wszystkimi, którym na sercu leży dobro ukochanej przez niego muzyki. 

Tego dnia spoczywała na nim podwójna odpowiedzialność: po pierwsze za koncert, a po drugie za festiwal, którego był dyrektorem artystycznym. Podołał obu i to w jakim stylu! To wielkie moje budzi uznanie. Pokazał pewność siebie, dojrzałość, wiarę w swoją sztukę czyli wszystko to, co cechuje największych artystów. Pomogli mu w tym jego wyśmienici partnerzy czyli Dominik Wania na fortepianie oraz zjawiskowa skandynawska sekcja rytmiczna - Ole Morten Vagan na kontrabasie i Gard Nilssen na perkusji. Zagrali muzykę przemyślaną, która przemawia nie tylko energią i entuzjazmem (jak na poprzedzającym  ich występ koncercie Dąbrowskiego z Soreyem!), ale i pięknie ukształtowanym detalem, kunsztowną formą. Miałem dużą satysfakcję słuchając Obary już nie tylko jako świetnego muzyka, porywającego improwizatora. Potwierdził bowiem swoją klasę także jako lider, muzyk świadomego kształtujący brzmienie całego zespołu, potrafiący ze wszystkich jego części wydobyć to co najlepsze. Brawa!

Te dwa wspaniałe koncerty wysoko ustawiły poprzeczkę! Kiedy zatem zjawiłem się w Hipnozie, gdzie grało brytyjskie Portico Quartet, kilka minut wystarczyło, żeby stwierdzić, że moja obecność nie jest tu niezbędna. Klub pękał w szwach, a ludzie świetnie się bawili przy dźwiękach, którym o wiele bliżej do muzyki klubowej i transowej muzyki tanecznej niż do jazzu. Innym razem bym został, bo nie mam nic przeciwko takim klimatom, wręcz je lubię, bo przyciągają płeć piękną jak miód pszczoły. Ale tym razem po dwóch tak potężnych dawkach autentycznego, czystego jak źródlana woda jazzu, dysonans był zbyt wielki.

JazzArt Festival zamykał koncert godzien tego by być kropką nad "i" całego trzydniowego muzycznego maratonu. W klubie Gugalander stanęły mikrofony i kamery, aby nagrać materiał na płytę, która ma szansę być jednym z najważniejszych wydarzeń tego roku. Chodzi o projekt Power of the Horns Piotra Damasiewicza, który w swoim zespole Damas Ensemble zebrał śmietankę polskiego jazzu (m.in. Obara, Pindur, Pospieszalski, Niewiadomski, Wania, Romanowski) z akcentem portugalskim (Ferrandini) i skłonił ich do zagrania materiału napisanego w duchu zespołów Henry'ego Threadgilla, Wadady Leo Smitha, Lestera Bowie czy niezapomnianego Art Ensemble of Chicago. Mimo, że te wszystkie inspiracje nie są przecież nowe to muzyka zabrzmiała potężnie. Młodzieńcza werwa, autentyczność, wiara w misję jazzu jako, mówiąc słowami Pharoah Sandersa, "siły uzdrawiającej świat", wszystko to sprawiło, że w Gugalanderze przeżyłem coś więcej niż koncert. To była magia! 

Gdy wybrzmiały ostatnie dźwięki razem z grupą kilkunastu osób poszliśmy na ul. Mariacką i jeszcze wiele godzin dalej rozmawialiśmy o jazzie, przeżywaliśmy to co się stało w ciągu tych trzech dni, staraliśmy się odzyskać kontakt z rzeczywistością. Udało się dopiero nad ranem, ale gdy wsiadałem do powrotnego pociągu do Warszawy spoglądałem z tęsknotą na Katowice. Dotąd były dla mnie szarym i smutnym miastem. Jednak jazz sprawił, że od tej pory pamiętał je będę jako miasto w chmurach i mam nadzieję tam wrócić, może już za rok na następną edycję JazzArt Festival...

Monday, April 30, 2012

Polish Jazz czyli relacja z drugiego dnia JazzArt Festiwal w Katowicach!!!

Długonoga i długowłosa szatynka, odziana w zwiewną jak pajęczyna sukienkę, jak najbardziej odpowiednią na trzydziestostopniowy upał, podeszła do mnie i zapytała z miną niewiniątka: czy to na pewno w tym kościele odbywa się koncert? Ależ jak najbardziej - odpowiedziałem - chętnie pokażę Pani drogę. Dawno, wyznaję ze wstydem, nie zmierzałem z takim zapałem do domu Bożego, w czym niemała zasługa także muzyki, która tego dnia miała rozbrzmieć w ewangelicko-augsburskiej parafii przy ul. Warszawskiej. Bo takie projekty jak "Hadrony" można w polskim jazzie policzyć na palcach jednej ręki. Napisana przez Piotra Damasiewicza kompozycja na jazzowy kwintet i orkiestrę jest robiącym wrażenie debiutem muzyka, o którym powinno być głośno w nadchodzących lat. Podobnie jak o innych członkach zespołu, który tworzą saksofoniści Maciej Obara i Gerard Lebik, kontrabasista Maciej Garbowski i perkusista Wojtek Romanowski. Wracając do muzyki to za jej efekt odpowiada także dojrzałe brzmienie orkiestry kameralnej AUKSO, której dyrektorem od lat pozostaje Marek Moś. Wszystkie te elementy złożyły się na zapewne sukces, o czym świadczy licznie przybyła na koncert publiczność. Również opinie, które zbierałem wśród znajomych po koncercie były pozytywne. Jeśli o mnie chodzi to tej opartej na skomponowanym materiale muzyce brakuje charakterystycznej dla jazzu swobody i spontaniczności. Taki niestety ze mnie zakuty (free) jazzowy łeb!

Z "Hadronów", ku mojemu wielkiemu żalowi, musiałem wyjść przed końcem, aby przemieścić się do klubu Katofonia, gdzie gitarzysta Kamil Pater, perkusista Rafał Gorzycki, kontrabasista Paweł Urowski  i saksofonista Irek Wojtczak mieli zagrać materiał z jednej z najciekawszych płyt tego roku czyli albumu "A-Kineton". Jak wiele innych projektów muzyków pochodzących z okolic Bydgoszczy i związanych z legendarnym klubem Mózg, zespół ten gra muzykę, do której pasuje określenie post yass. To co najbardziej mnie urzeka w tym nurcie  to bezkompromisowość, nieuleganie  wszelkim estetycznym naciskom z jazzowego establishmentu i konsekwentne  poszukiwanie własnego języka. A-kineton to przede wszystkim projekt Kamila Patera znanego nam z Contemporary Noise Sextet. Tą płytą Kamil znacznie przekroczył ramy, w których poruszał się na  krążkach nagranych z CNS. W ogóle ten koncert świetne na mnie wywarł wrażenie poza jednym elementem, mianowicie publicznością, która wyjątkowo na to zdarzenie stawiła się bardzo nielicznie. Szkoda, bo muza warta była uwagi!

Aby posłuchać A-Kinetonu musiałem podarować sobie któryś z następnych koncertów i ku zaskoczeniu wielu mój wybór padł na... Larsa Danielssona i jego kwartet. Z tego co słyszałem Lars nie zawiódł i zaproponował coś co jest nam już świetnie znane z innych jego płyt czyli ECMowski jazz oparty na fundamencie muzyki klasycznej podobny nieco do szwedzkiego Volvo. Samochodu jak wiadomo bardzo bezpiecznego, którym bez ryzyka można się wybrać na zakupy do supermarketu, ale którym jazda dostarcza bardzo niewielu emocji. Stąd zamiast Volvo czekało na mnie teraz Stryjo czyli trio Nikola Kołodziejczyk na fortepianie, Maciej Szczyciński na kontrabasie i Michał Bryndal na perkusji. Szczyciński i Bryndal to muzycy młodzi, ale już wyraźnie rozpoznawalni na naszej scenie. Ciekaw byłem zatem zwłaszcza Kołodziejczyka. Poza tym wiadomo, że w trio zawsze główny akcent spoczywa na fortepianie. Trzeba przyznać, że Kołodziejczyk ma papiery na granie. Technika, muzykalność, wyobraźnia są. Nie ma koncepcji. Do czego użyć tych wszystkich narzędzi. Bo przecież koncepcją nie jest zgrywa. Zwłaszcza, gdy żarty niezbyt śmieszą.

Z Hipnozy przenieślismy się na ostatni koncert do Gugalandera, gdzie czekało nas powtórne spotkanie z Irkiem Wojtczakiem. Tym razem z jego autorskim Projektem Region Łódzki, w skrócie, PRL. Rzadki to u nas przypadek poważnego potraktowania rodzimej, ludowej tradycji muzycznej. Nie Cepelia, a gra w duchu takich kultowych już albumów w polskim jazzie jak Zbigniewa Namysłowskiego "Kujaviak Goes Funky". Nadto  udało się Wojtczakowi zebrać interesujący skład, bo na fortepianie Piotr Mania i na kontrabasie Adam Żuchowski znani z bardzo zgrabnej cool jazzowej Triomanii, a na perkusji i trąbce odpowiednio Kuba Staruszkiewicz i Tomek Ziętek, których wszyscy pamiętamy z gry w Pink Freud. Nadali oni prostym ludowym melodiom, które wyszperał Irek Wojtczak, takiej energii, że muzyka zabrzmiała świeżo, a  wreszcie nieco liczniejsza tego dnia publiczność zareagowała entuzjastycznie. W opinii wielu to był najlepszy koncert tego dnia, a może nawet na całym festiwalu! Ja bym nie poszedł tak daleko. Widzę spore rezerwy tak w zgraniu muzyków jak i w płynnym połączeniu folkowego materiału z nowoczesnym jazzowym językiem, ale była w tym przede wszystkim... koncepcja! 

A dzisiaj czyli w poniedziałek, ostatniego dnia JazzArt Festiwalu, powinno nie być gorzej, a wielu twierdzi, że napięcie jeszcze wzrośnie! Zacznie Tomek Dąbrowski z Tyshawnem Soreyem, jednym z najlepszych młodych perkustistów na świecie, który przyleci na ten koncert z Nowego Jorku. Potem projekt jak zawsze kreatywnego Macieja Obary z całkiem nowym, międzynarodowym kwartetem. Następnie duma brytyjskiej sceny czyli Portico Quartet. A na koniec Piotr Damasiewicz z Power of the Horns. Tym razem zamierzam jakimś cudem nie pominąć żadnego z tych, miejmy nadzieję, niezapomnianych koncertów...

Autor: Maciej Nowotny

Sunday, April 29, 2012

Bum i lub JazzArt Festival! Relacja z pierwszego dnia...

Bum bum bum bum! Grzmiało mi w głowie, gdy wczoraj w nocy wychodziłem z katowickiego klubu Gugalander po kończącym pierwszy dzień JazzArt Festival koncercie grupy Polar Bear. A to za sprawą perkusisty tej formacji Seba Rochforda, którego mogę określić adekwatnie jedynie słowem: "zwierzak". I nie chodzi mi tutaj o jego czuprynę wyglądającą jak rodzaj afro, w które przed chwilą uderzył piorun o rekordowym natężeniu. Tu chodzi o jego organiczne zrośnięcie z instrumentem muzycznym jakim jest perkusja, o niesłychaną swobodę gry i o rytm, który chociaż był skomplikowany jak gambit hetmański w wykonaniu Kasparowa brzmiał jednocześnie komunikatywnie i kipiał nieogarnioną wręcz energią. Gdyby nie było Rochforda pozostali muzycy tej formacji czyli grający na saksofonach Pete Wareham i Mark Lockhart, na kontrabasie Tom Herbert oraz na elektronice i gumowym baloniku John Leafcutter, musieliby go wymyśleć. Bez niego ich muzykę dałoby się zaszufladkować jako zagrany na free jazowo dość standardowo brzmiący indie pop. Z nim jednak, wraz z upływem kolejnych minut koncertu, widać było jak rosną im skrzydła. A wkrótce za nimi podążyła cała scena Gugalandera, aby powoli, ocieżale, lecz konsekwentnie, unieść się do nieba. Wtedy klęknąłem na drugie kolano i zacząłem wołać: Hosanna! Bo kocham jazz, zwłaszcza taki jak ten grany przez Polar Bear: autentyczny, ekstatyczny, swobodny i niczym nieograniczony jak skowronek na błękitnym, wiosennym niebie. 

Napisałem na drugie kolano, bo pierwsze miałem już od dawna ugięte po poprzedzającym ten koncert występie trio Neila Cowleya w innym katowickim klubie Hipnoza. To trio zaproponowało cudownie spójną, do końca przemyślaną i perfekcyjnie zaaranżową muzykę pop zagraną z prawdziwie jazzową dezynwolturą. Porażający był profesjonalizm muzyków w każdym dosłownie elemencie, a energia, entuzjazm, emocje jakie rozbudzili są niezapomniane. Prosta jak budowa cepa muzyka ta jeszcze raz konfrontuje tabuny krytyków piejących z zachwytu nad przekomplikowanymi płytami Keitha Jarretta czy Brada Mehldaua z pewną trudną prawdą: do wywołania efektu artystycznego nie trzeba wcale wyrafinowanych środków. Ludzie nie chodzą na koncerty w celu wysłuchania pełnego patosu kazania, które uświadomi im ich ograniczoność i rozbije w pył złudzenia, które pozwalają żyć. Grający na pianinie Cowley i jego partnerzy czyli kontrabasista Richard Sadler, perkusista Evan Jenkins (nie zapominajmy też o kwartecie smyczkowym, który im towarzyszył) przypomnieli nam lekcję jaką dał światu brytyjski rock i pop. Lekcję, którą rozumie każdy kto słuchał kiedykolwiek The Beatles: otóż prosta melodia i prosty tekst potrafią nieraz powiedzieć więcej o nieznośnej lekkości naszego bytu niż tysiące opasłych dzieł filizofów i teologów. 

Te wszystkie ochy i achy byłyby niemożliwe bez ludzi, którzy w Katowicach zebrali się razem, by zaplanować i wcielić w życie ideę festiwalu będącego rodzajem upamiętnienia przypadającego na 30 kwietnia światowego dnia jazzu. Piękny to przykład, gdy miasto obejmuje mecenatem inicjatywę tyleż potrzebną mieszkańcom co wartościową pod względem artystycznym. Piszę potrzebną mieszkańcom, bo chociaż termin rozpoczęcia festiwalu przypadł na początek długiego majowego weekendu to publiczność dopisała i tłumnie wypełniała sale tak w wymienionych wyżej klubach Gugalander i Hipnoza jak i w kinoteatrze Rialto, gdzie miało miejsce otwarcie festiwalu. 

Możemy dzisiaj uchylić rąbka tajemnicy i poinformować Państwa, że do końca trwała walka by festiwal otworzył się występem Roberta Glaspera. Bez wątpienia jednego z najzdolniejszych pianistów młodego pokolenia w Stanach i gwiazdy legendarnej wytwórni Blue Note. Nie udało się i zamiast niego festiwal otworzył Courtney Pine, który pokazał nieokiełznaną wprost chęć podzielenia się z nami tym jak dobrze mu się gra klarnecie basowym (rzecz nowa dla niego, gdyż do tej pory grał głównie na saksofonie). Energia tak rozpierała artystę, że właściwie nie zwaracał uwagi na swoich partnerów, którzy smętnie pobrzękiwali na fortepianie, kontrabasie i perkusji. Katowicka publiczność pokazała wielką klasę łaskawie nagradzając brawami zmagania artysty ze swoim wybujałym ego. To była druga wizyta Pine'a w Polsce, po około 10 latach nieobecności. Życzę mu oczywiście by zagrał jeszcze w naszym pięknym kraju, pod warunkiem jednak, że nastąpi to po upływie nie krótszego niż poprzednio okresu... 

Tego dnia wystąpił jeszcze polski skład pod nazwą Orange The Juice w klubie Katofonia, ale niestety nie udało mi się tam dotrzeć. Niemniej od znajomych słyszałem, że było świetnie! Jaka szkoda, że nie opanowałem sztuki bilokacji czyli bycia jednocześnie w dwóch różnych miejscach! Przydałaby mi się ona i dzisiaj, bo od rana siedzę i zastanawiam się, który z dzisiejszych pięciu koncertów wybrać: Piotra Damasiewicza z Orkiestrą Kameralną Aukso w projekcie Hadrony? Patera, Gorzyckiego, Wojtczaka i Urowskiego z materiałem z ich najnowszej płyty A-Kineton? Kwartet Larsa Danielssona? Stryjo z Kołodziejczakiem, Bryndalem i Szczycińskim? Czy kwintet Irka Wojtczaka z projektem PRL? O la la... Jedno jest pewne... będzie się działo i zapowiada się kolejna, szalona, jazzowa noc w Katowicach z JazzArt Festival!

Autor: Maciej Nowotny

Friday, April 27, 2012

Wywiad z Neilem Cowleyem


Neil Cowley, brytyjski pianista, będzie gościem zbliżającego się JAZZART FESTIVAL w Katowicach (28-30 kwietnia 2012). Podobnie jak Robert Glasper czy Jason Moran gra jazz, który pozostając atrakcyjny dla szerokiej publiczności zachowuje jednocześnie wysoki poziom artystyczny. Zadaliśmy mu kilka pytań, aby dowiedzieć się jak mu się to udaje...

Maciej Nowotny: W odróżnieniu od wielu muzyków jazzowych nie obce są Ci działania w sferze muzyki pop. Co Ci to daje w kategoriach czysto artystycznych? I które z tych relacji są dla Ciebie najbardziej znaczące?

Neil Cowley: To jest zupełnie odwrotnie! To nie muzyk jazzowy wkroczył do świata popu. To muzyk popowy z dużą domieszką funky i bluesa zaczął grać jazz. Tak widzę zresztą swoją misję jako artysty i chcę otaczać się maksymalnie różnorodną muzyką. Wszystko po to by znaleźć mój własny głos. Właśnie szukając swojej muzyki zacząłem grać jazz, bo trudno do tych korzeni nie odwoływać się grając w trio. Moim jak i pozostałych członków zespołu zadaniem jest jednak wchłonięcie wszystkich wpływów i opowiedzenie naszej własnej historii. Wśród tych wpływów ważne są te z szeroko pojętej muzyki pop, w tym takich formacji, z którymi współpracowałem jak Zero 7, Brand New Heavies czy ostatnio Adele. Ale nie one są najważniejsze. O wiele większe znaczenie ma dla mnie na przykład to co się teraz dzieje na brytyjskiej undergroundowej scenie tanecznej. To kształtuje moje podejście do tego jak budować napięcie w muzyce.

Maciej Nowotny: Wielu słuchaczy Twojego najnowszego albumu “The Face Of Mount Molehill" jest zdania, że przynosi on dużą zmianę w stosunku do muzyki z Twoich wcześniejszych płyt. Czy też masz takie poczucie? I jak opisałbyś te zmiany?

Neil Cowley: Rzeczywiście poprzednie trzy płyty to była muzyka nagrana wyłącznie w ramach jazzowego trio i czuliśmy, że trzeba coś zmienić, żeby to się tak nam jak i słuchaczom nie przejadło. Najwyraźniejszą zmianą jest zatem wprowadzenie smyczków. Dało to tę smakowitą soczystość naszemu brzmieniu i podkreśliło te elementy w naszej muzyce, które nadają jej dramaturgii. Dzięki czemu ma ona teraz trochę posmak ścieżki dźwiękowej do filmu, co wzmacnia oddziaływanie materiału, który skomponowaliśmy, a o to przecież chodzi...


Maciej Nowotny: Żyjemy w czasach, gdy więzy między Ameryką a Europą ulegają rozluźnieniu. Nie tylko pod względem ekonomicznym, politycznym, ale też kulturalnym, w tym muzycznym, oba kontynenty idą nieco inną drogą. Muzycy europejscy coraz bardziej emancypują się od amerykańskich korzeni jazzu, szczególnie takiego jazzu jaki reprezentują tacy artyści jak Wynton Marsalis. Jakie jest Twoje stanowisko w tym sporze?

Neil Cowley: Jak zespół jesteśmy uformowani wokół tego co można nazwać “brytyjską tożsamością muzyczną” zatem nie do końca jesteśmy cześcią tego sporu. Ta nasza tożsamość zbudowana jest wokół rocka i popu, w którego powstanie i rozkwit, my Brytyjczycy, mieliśmy nie taki znowu mały wkład. Jednak jeśli chcesz grać jazz to siłą rzeczy musisz się odwoływać do całej amerykańskiej tradycji, bez której po prostu nie byłoby tej muzyki. Z drugiej strony jesli chcesz zawieźć swój jazz z powrotem do Ameryki to byłoby nierozsądne próbować proponować im to co oni sami już wymyślili, co potrafią grać i co, szczerze mówiąc, robią prawdopodobnie 10 razy lepiej niż jakikolwiek muzyk europejski. Natomiast zgadzam się, że na scenie europejskiej, zwłaszcza festiwalowej, dokonuje się teraz swego rodzaju przełom. Powstaje europejska wersja muzyki improwizowanej, która bardzo nawiązuje do muzyki klasycznej i ten kierunek nie jest nam niemiły, pod warunkiem wszakże, że taką muzykę można okreslić jako rozrywkową, a nie czysto akademicką..

Maciej Nowotny: W Polsce wielu krytyków i część publiczności wykazuje oznaki zmęczenia jazzowymi trio. Wyrażają opinie, że graniczy z niemożliwością powiedzenie czegoś nowego w tym formacie. Jak na to odpowiesz biorąc pod uwagę, ze przyjeżdżasz na JAZZART FESTIVAL właśnie z jazzowym trio?

Neil Cowley: Odpowiedziałbym tak, że nie dziwię się im, bo mnóstwo trio brzmi tak jakby muzycy nie grali po to, aby ludzi bawić. Jednak nasze brzmienie jest inne, właśnie ze względu na te wszystkie wpływy, w tym popowe, o które pytałeś. Gramy zupełnie inaczej niż się przez dziesięciolecia przyjęło grać w trio w jazzie. Chcemy rozwinąć ten format nadając mu taki kształt, który zachowa cechy muzyki rozrywkowej. Chcemy, aby muzyka tworzona w jazzowym trio znowu wywoływała emocje: entuzjazm, melancholię, smutek i śmiech. To ma być i jest pełnokrwisty show! To, że chcemy nawiązać kontakt z publicznością i wywołać wszystkie te emocje uważam, że jest odświeżające jeśli chodzi o ten format i tak krytycy jak i publiczność przekonają sie o tym jeśli przyjdą na nasz koncert na JAZZART FESTIVAL.


Maciej Nowotny: W jazzie trochę inaczej niż w muzyce pop jest często potrzebny czas, aby odsiać ziarno od plew czyli określić co było na naprawdę wartościowe, a co było tylko sezonową sensacją. Kiedy w roku 1964 umierał Eric Dolphy był w zasadzie kimś kompletnie nieznanym publiczności, ale dzisiaj uważany jest za giganta jazzu podobnie jak Miles Davis, John Coltrane czy Ornette Coleman. Jak sądzisz gdzie będziesz za 20 lat ze swoją muzyką? Za jakie jej cechy może ona być nawet po latach pamiętana?

Neil Cowley: Moją jedyną ambicją jest robić za 20 lat to co teraz robię czyli tworzyć opowieści przy pomocy muzyki, bez słów. Pociesza mnie, że można to robić bez względu na wiek, pod warunkiem, że ma się energię, radość z tworzenia i po prostu z życia, niezbędną by poruszać publiczność. Nie myślę o tym jak moja muzyka będzie odbierana w przyszłości, bo częścią grania jazzu jest to, że ważne jest to co dzieje się tu i teraz. Muzyka przychodzi w całej swej potędze właśnie wtedy, gdy się jej nie spodziewasz, dlatego moim motto jest “łap tę chwilę”!

Piotr Damasiewicz - Hadrony



Hadrony to debiut fonograficzny Piotra Damasiewicza, który zrealizował nagranie przy udziale katowickiej instytucji instytucji Ars Cameralis Silesiae Superioris oraz miasta Wrocław. Tytułowe HADRONY, to wynik fascynacji Damasiewicza fizyką kwantową oraz próba przedstawienia analogii w zachowaniu hadronów, a zachowaniem muzyków tworzących warstwę dźwiękową jego utworu.

O swoim projekcie Piotr Damasiewicz mówi:

Poprzez tytuł, nawiązałem do ostatnich badań w zakresie chromodynamiki kwantowej. Zauważyłem pewną analogię między hadronami, ich zachowaniem w poszczególnych reakcjach, a tym co dzieje się w warstwie dźwiękowej mojego utworu, inspirowanego muzyką najnowszą (szczególnie twórczością mistrzów Free Jazzu). Zainteresował mnie też aspekt antymaterii w kontekście świadomości mnie samego jako artysty, ale również w kontekście świadomości współczesnego człowieka. Hadrony to cząstki silnie oddziałujące złożone z kwarków. W chromodynamice kwantowej kwarki mogą funkcjonować w asymptotycznej swobodzie, wchodząc w silne oddziaływania między sobą, tzw. siły oddziaływań silnych. Jedną z cech szczególnych funkcjonujących ze sobą kwarków jest ich wzajemny stosunek. Im bliżej siebie się znajdują, tym mniejsze oddziaływanie między nimi, kiedy odległość się zwiększa – oddziaływanie wzrasta. Doszukując się analogii między zachowaniem kwarków a improwizujących ze sobą muzyków, nawiązałem do osiągnięć free-jazzowych mistrzów lat 60. Odchodząc od stałych struktur tonalno-rytmicznych, zwiększali oni stopień ekspresyjności do maksimum. Działając często na zasadzie kontrapunktów, jako przeciwnych sił konstruujących nowy wymiar wypowiedzi, oscylujący między dialogiem a walką. Fizycy nadali cząsteczkom trzy umowne kolory, które w odniesieniu do utrwalonej przynależnej im symboliki, nie są dla mnie bez znaczenia. Stanowią bowiem odzwierciedlenie charakteru w kontekście formowania napięć w strukturze kompozycji. Te trzy kolory to niebieski, czerwony i zielony – stąd utwór czerpie swoją trzyczęściową strukturę, poprzedzoną otwartym improwizowanym wstępem solistów. Części te następują po sobie attacca. Orkiestra pełni tutaj funkcję formotwórczą, ale nie pozostaje tylko w jej ramach, lecz ma znaczącą rolę w budowaniu i rozładowywaniu napięć, wchodząc naprzemiennie w dialog i stan walki z solistami. Zgodnie z teorią „oddziaływań silnych”, raz stanowi zatem mocny kontrapunkt a innym razem tło dla improwizacji, dając przy tym określoną podstawę i kierunek charakteru improwizacji oraz brzmienia i struktury dźwiękowej utworu.

Solistom towarzyszyć będzie orkiestra kameralna AUKSO pod dyrekcją Marka Mosia.

Pater Gorzycki Wojtczak Urowski - Akineton


A-KINETON to najnowsza płyta kolektywu Kamila Patera, RafałaGorzyckiego, Pawła Urowskiego i Irka Wojtczaka, artystów związanych z takimi zespołami jak Sing Sing Penelope, Contemporary Noise Sextet, Ecstasy Project czy Freeyo. Muzycy w podobnym składzie nagrali w 2009 roku płytę „DzikiJazz” z udziałem Aleksandra Kamińskiego na saksofonie, która otrzymała nominację do nagrody „Fryderyki 2010” w kategorii Jazz – Fonograficzny Debiut Roku. Tym razem rolę saksofonisty przejął Irek Wojtczak znany ze współpracy z Leszkiem Możdżerem i Tymonem Tymańskim.


Irek Wojtczak Kwinet - Projekt Region Ludzie


PRL to projekt, który stanowi ukłon w stronę tradycji i muzyki polskiej. Wojtczak wykorzystuje tu melodie swoich przodków, które prowadzą słuchaczy przez muzyczną podróż po regionie łódzkim. Projekt charakteryzuje się ogromną różnorodnością stylistyczną i bogatą paletą dźwięków. Jazzowe improwizacje, elektroniczne pastelowe krajobrazy, melodeklamacje, śpiewy mnichów tybetańskich, klasycyzujący fortepian i afrykańskie rytmy, a wszystko inspirowane rodzimymi kujawiakami i oberkami. Celem nadrzędnym jest jednak wyrazistość i czytelność, dlatego też różnorodność nie godzi w spójność płyty, a wielość okazuje się dążeniem do jedności. To dźwiękowy wszechświat przetkany muzycznymi wpływami z całego świata, zebranymi, by wskrzesić często zapominaną polską muzykę ludową. PRL został wyróżniony na XIV Festiwalu Folkowym Polskiego Radia „Nowa Tradycja” w 2011 roku. Irek Wojtczak, improwizator, kompozytor, aranżer, do projektu PRL zaprosił Tomka Ziętka (Pink Freud, Loco Star), Piotra Manię i Adama Żuchowskiego (zdobywcę nagrody Fryderyk za debiut fonograficzny w 2010 roku) i Kubę Staruszkiewicza (Pink Freud, Tymon Tymański, Maria Peszek). Wojtczak to przedstawiciel trójmiejskiej sceny muzycznej, gdzie udzielał się w wielu zespołach jako lider, sideman, czy gość specjalny: wziął udział w specjalnym projekcie Polish Brass Ensemble feat. Dave Douglas, koncertował i nagrywał z Fonda/Stevens Group, Tymański Yass Ensemble, Grażyną Łobaszewską, Krystyną Stańko, Pink Freud, współtworzył zespoły Groovekojad, Tomek Sowiński Collective Improvisation Group, Wojtek Mazolewski Quintet oraz Możdżer – Tymański – projekt Chopin.


Damas Ensemble - Power of the Horns


Power Of The Horns to dziesięcioosobowy skład młodych polskich muzyków, którego energia oraz wirtuozeria zapiera dech w piersiach słuchaczy. Power of the horns to ściana brzmienia odurzająca siłą dźwięków sześciu instrumentów dętych, rozbudowanej sekcji rytmicznej składającej się z dwóch kontrabasów i rozszerzonego zestawu perkusyjnego oraz fortepianu. Power of the Horns to wreszcie poszukiwanie nowych środków wyrazu, rozbudowa kolorytu i przestrzeni. Projekt swoim dynamizmem nawiązuje do energetyki afrykańskiej, w stylistyce sięga do hard bopu i jazzu modalnego, a w ideologii kieruje się w stronę free jazzu i współczesnej awangardy. Projekt skupia świetnych muzyków polskiej sceny jazzowej. Lider zespołu Piotr Damasiewicz (trębacz, kompozytor, aktywista) to absolwent Akademii Muzycznej we Wrocławiu, Bydgoszczy i Katowicach, założyciel muzycznej asocjacji „Music According to Art”, laureat m. in. II nagrody w kategorii tematów jazzowych w konkursie im. Krzysztofa Komedy. W składzie wystąpią również Maciej Obara (saksofon altowy), Gerard Lebik (saksofon tenorowy), Adam Pindur (saksofon sopranowy), Marek Pospieszalski (saksofon tenorowy), Paweł Niewiadomski (puzon), Kuba Mielcarek (kontrabas), Marcin Jadach (kontrabas), Michał Trela (perkusja). Ponadto gościnnie wystąpią Gerard Lebik (saksofon tenorowy, klarnet kontraltowy) oraz Dominik Wania (fortepian).


Stryjo

Zespół STRYJO to niekonwencjonalne polskie trio, które stawia sobie za cel grać muzykę, która daje radość zarówno słuchaczom, jak i samym grającym. To projekt przewrotny i zaskakujący, gdzie konwencja traktowana jest z przymrużeniem oka, ale jednocześnie z należytym jej szacunkiem. Trio Kołodziejczyk/Szczyciński/Bryndal to zabawa dźwiękiem, niestandardowe inspiracje oraz muzyczny intelektualizm, który unika patosu, ale za to posługuje się ironią i humorem. STRYJO kojarzy się z dobrym wujkiem, trochę szalonym, trochę pociesznym, ale zawsze wysyłającym paczki do PRLowskiej rzeczywistości. I takie właśnie jest to trio – z nutką wirtuozerii skleja niecodzienne pomysły, podkręcając wąsa wtrąca najbardziej nieoczekiwane skojarzenia snując liryczną, pełną interakcji i uprzejmości zbiorową opowieść muzyków. Zespół w składzie Nikola Kołodziejczyk (fortepian), Maciej Szczyciński (kontrabas) oraz Michał Bryndal (perkusja) otworzy pierwszy dzień Festiwalu. Lider zespołu Nikola Kołodziejczyk (pianista, kompozytor i wykładowca Akademii Muzycznej w Katowicach) jest stypendystą Berklee College of Music, półfinalistą Bosendorfer Solo Piano Competition na Montreux Jazz Festival 2007 oraz laureatem wielu prestiżowych nagród, m. in. na Bielskiej Zadymce Jazzowej, Krokus Jazz Festiwal, Jazz Juniors, czy Nadzieje Warszawy. Studiował kompozycję pod okiem profesora Eda Partyki (USA) i fortepian jazzowy u dr. hab. Wojciecha Niedzieli na Akademii Muzycznej w Katowicach. Współpracuje z młodą sceną jazzu europejskiego, komponuje utwory klasyczne, aranżuje muzykę arabską, eksploruje muzykę elektroniczną nie stroniąc od współpracy z muzykami sceny yassowej.


Maciej Obara International Quartet


Najnowszym projektem Obary jest kwartet z udziałem wybitnego pianisty Dominika Wani oraz skandynawskiej sekcji rytmicznej. Obara i Wania pierwszy raz spotkali się w składzie Tomasza Stańki i to u jego boku zapoczątkowali swoją muzyczną przyjaźń. To wielcy indywidualiści, których połączyło pragnienie stworzenia polskiego kwartetu na europejskim poziomie. Dominik Wania, znany ze współpracy z czołówką polskiej sceny jazzowej, jest również stypendystą „Młodej Polski” dzięki czemu podjął naukę w New England Conservatory w Bostonie pod kierownictwem Danilo Pereza. Ten okres znacząco zaważył na jego rozwoju i bardzo ukierunkował go na indywidualizm, który w połączniu z klasycznym wykształceniem daje ogromny wachlarz improwizatorskich możliwości. W sekcji towarzyszyć im będą muzycy z Norwegii, z którymi Obara uczestniczył w międzynarodowym projekcie „Take 5 Europe” zrzeszającym najlepszych artystów z różnych krajów UE. Maciej Obara International Quartet to projekt, który utożsamia muzyczne poszukiwania artysty. Obara to artysta, który konsekwentnie podążą swoją własną artystyczną ścieżką, ciągle udoskonalając swój warsztat muzyczny, wypracowując własny język i poszukując indywidualnego brzmienia. Tym razem całości dopełnią Ole Morten Vagan na kontrabasie oraz Gard Nilssen na perkusji, czołówka młodej skandynawskiej sceny jazzowej. Ole Morten Vagan (basista, kompozytor) stworzył jeden z najbardziej interesujących zespołów młodej generacji „MOTIF” z legendarnym Mathiasem Eickiem, laureatem nagrody „DnB Nor Kongsberg Jazz Price” ufundowanej przez Axela Dornera, Rudiego Mahalla, Frediricka Ljungkvista i Jona Falta. Morten Vagan spółpracował z zespołami reprezentującymi różne style od muzyki bałkańskiej po muzykę studyjną, ale zawsze najbliżej mu jest do współczesnej muzyki improwizowanej, co doskonale słychać w projekcie „Generator X” z Audunem Kleive i Christianem Wallumrodem. Współpracował z takimi artystami jak: Maria Kannegaard, John Scofield, Erlend, Terje Rypdal, Bobo Stenson, Jon Christensen, Jon Fält, czy Arve Henriksen. Gard Nilssen, perkusista z Norwegii, jest twórcą dwóch kluczowych projektów: free-jazzowego improwizowanego tria „Puma” i free-jazzowo-rockowej grupy „Bushman's Revenge”. W 2010 „Puma” został uznany przez magazyn „Down Beat” oraz festiwal „Molde” w Norwegii, jako jeden z najbardziej nowoczesnych zespołów muzyki improwizowanej. Gard swoje umiejetności improwizatorskie rozwijał pod kierunkiem Auduna Kleive, czy Jona Christensena. Warto wspomnieć że Gard Nilssen jest twórcą własnego małego wydawnictwa płytowego GIGAFON.


Portico Quartet



Portico Quartet w 2012 roku to zupełnie inna kapela od tej, która pojawiła się po raz pierwszy w Polsce w 2010 roku dając kilka niezapomnianych koncertów. Dowodem na to jest chociażby ich trzeci, opublikowany w styczniu tego roku album, zatytułowany po prostu Portico Quartet. Zespół, który na dwóch pierwszych albumach zasłynął olbrzymim talentem do tworzenia wpadających w ucho melodii i jazzujących rytmów, przechodzących czasem w krautorockowe, transowe pochody, podkreślane egzotycznym brzmieniem metalowego bębna hang, dość radykalnie zmienił kierunek swoich muzycznych zainteresowań, sięgając ku zupełnie innym tradycjom muzycznym. Po odejściu z kapeli Nicka Mulveya, który odpowiadał w głównej mierze za brzmienie Portico Quartet w poprzednich latach, grając na wspomnianym hangu, muzycy jeszcze mocniej oddalili się od skojarzeń z tradycyjnym jazzem i sięgnęli po współczesną elektronikę. Najnowsze nagrania londyńskiego kwartetu to doskonały mariaż popowej wrażliwości, jazzowego wyczucia i fascynacji zarówno dokonaniami wczesnego Kraftwerka, jak ambientowymi pejzażami Briana Eno. Sami muzycy wśród największych inspiracji, które wpłynęły na kształt tego albumu wymieniają dokonania Flying Lotusa, czy Buriala a ich muzyka utopiona w mrocznych pogłosach, kojarzących się z brzmieniem sceny bristolskiej, pokazała po raz kolejny, że brytyjski jazz nie zna żadnych ograniczeń.


Courtney Pine - Projekt Europa



Prosto z Londynu do Katowice zawita Courtney Pine, jeden z najwybitniejszych saksofonistów w Europie, który reprezentuje okres ostatnich 20 lat przemiany brytyjskiej sceny jazzowej. Pine stoi na czele nowego pokolenia muzyków, które zdecydowało skierować swoją energię i talent w kierunku muzyki improwizowanej czerpiącej z różnych stylów i form. Artysta ten od samego początku swojej kariery planował dotrzeć ze swoją muzyką do jak największego grona słuchaczy. Jego debiutancki album „Journey to the Urge Within” nagrany w 1987 r. był pierwszym albumem jazzowym, który pojawił się na brytyjskiej liście TOP 40, co zapewniło Pine’owi pozycję najważniejszego artysty brytyjskiego jazzu. Jego najnowszy projekt „Europa”, który zaprezentuje podczas Festiwalu, to eklektyczne połączenie inspiracji, które Pine gromadził podczas swoich wieloletnich podróży po Europie. Projekt ten to unikatowe zestawienie dźwięków, instrumentów, smaków i języków głęboko zakorzenionych w europejskiej kulturze. Pine sięga do tradycji chorałów gregoriańskich, skandynawskich, celtyckich, hiszpańskich, czy węgierskich melodii i rytmów, które układają się w muzyczną mapę kontynentu. Courtney sięga do dokonań muzyki europejskiej, pozostając jednocześnie wierny swoim afro-karaibskim korzeniom. W projekcie „Europa” artysta zdecydował się po raz pierwszy wykonać cały set na klarnecie basowym, tym samym prezentując swoje najnowsze dokonania instrumentalne i techniczne. W składzie z Pine'em zagrają świetny europejski basista Darren Taylor, perkusista Robert Fordjour, pianista Zoe Rahman oraz gitarzysta akustyczny i mandolonista Dominic Grant.


Lars Danielsson Quartet


Lars Danielsson to jeden z najwybitniejszych kontrabasistów i wiolonczelistów jazzowych, podziwiany nie tylko w swoim rodzinnym kraju, Szwecji, ale i w całej Europie. Kompozytor, aranżer i producent, którego gra wzbogacała muzykę takich gwiazd, jak Micheal Brecker, John Scofield, John Abercrombie, czy Kenny Wheeler. Danielsson jest również producentem znanych wokalistek Caecilie Norby oraz Viktorii Tolstoy. Największą sławę przyniósł mu kwartet założony we współpracy z byłym saksofonistą Milesa Davisa – Davidem Liebmanem oraz z Bobo Stensonem i Jonem Christensenem. 20 lat istnienia kwartetu zapewniło Danielssonowi międzynarodowe uznanie słuchaczy i krytyków. To właśnie w tym składzie artysta realizował swoje pomysły, jako kompozytor i aranżer, m. in. włączając do swoich kompozycji orkiestrę symfoniczną, czy bigbandową. W Polsce znany jest przede wszystkim z projektu z Leszkiem Możdzerem i Zoharem Fresco. Efektem współpracy tego polsko-szewdzko-izraelskiego tria były dwie podwójnie platynowe płyty „The Time” and „Between Us And The Light”, a także płyty „Pasodoble” i „Tarantela”, w których artyści sięgają po różne inspiracje od klasycznej muzyki kameralnej po skandynawskie pieśni ludowe. Danielsson jest nie tylko jednym z najbardziej lirycznych kontrabasistów, ale także kompozytorem i mistrzem kreowania przestrzeni, napięcia oraz idealnej równowagi pomiędzy prostymi melodiami, a najwyższej klasy improwizacją. Nowy kwartet Larsa to kolejny krok w jego muzycznej karierze. Na koncercie w Katowicach wystąpi razem z pianistą Yaronem Hermanem, perkusistą znanego nieistniejącego już tria E.S.T. Magnusem Öströmem oraz wieloletnim przyjacielem gitarzystą Johnem Parricellim.



Thursday, April 26, 2012

Neil Cowley Trio


Ten 40 letni muzyk, współtwórca sukcesu Brand New Heavies oraz współautor nu-soulowych hitów niezmiernie popularnej Adele, uznawany jest dzisiaj za jednego z czołowych przedstawicieli brytyjskiej sceny post-jazzowej, a jego nazwisko wymienia się jednym tchem z dokonaniami takich twórców, jak Jason Swinscoe z The Cinematic Orchestra czy Seb Rochford z Polar Bear. Grając od 2006 roku wraz basistą Richardem Sadlerem i perkusistą Evanem Jenkinsem, Cowley udowadnia każdą kolejną płytą, a ma ich już na koncie 4, że jazz w jego wykonaniu nie zna żadnych ograniczeń. Czerpiąc bez skrupułów zarówno z klasyki – Cowley już jako dziesięciolatek zachwycał publiczność swoimi wykonaniami kompozycji Szostakowicza – jak i z doświadczeń zdobytych przy tworzeniu muzyki tanecznej, trio bardzo szybko zyskało uznanie, a debiutancki album Displaced przyniósł im nawet BBC Jazz Award dla najlepszej płyty. Muzyka Cowleya bywa nazywana czasem „jazzem dla wielbicieli Radiohead” i zawiera w sobie cały muzyczny ferment ostatnich dwóch dekad przefiltrowany przez umysł wybitnego pianisty i kompozytora. Zbudowane na wyraźnym rytmie utwory, potrafią zawierać w sobie agresywną punkową energię, by w chwile później przejść w podszyte ambientem, stylowe jazzowe ballady, albo akustyczne techno, kojarzące się z muzyką The Bad Plus, Christiana Prommera czy niemieckiej grupy Brandt Brauer Frick. Każdy występ tria to zaskakujące show, w którym zacierają się wszelkie różnice pomiędzy gatunkami, a z fortepianowej solówki powstać może nagle idealnie klubowy, taneczny kawałek. Takich atrakcji spodziewać się mogą Państwo tylko po pierwszym w Polsce występie jednej z najbardziej uznanych młodych gwiazd brytyjskiego jazzu, która pojawi się w dodatku z towarzyszeniem kwartetu smyczkowego!


Polar Bear


Polar Bear to awangardowy kwintet z Wielkiej Brytanii, który łączy różne style jazzowe, bop, fusion, free, zawsze jednak w kontekście własnej wyrobionej stylistyki. Ich podejście do jazzu nigdy nie jest ograniczone istniejącymi podziałami, czy pojęciami, ani tym, jak jazz powinien brzmieć. Zespół, którego liderem jest Seb Rochford, stara się otwierać na otaczające ich muzyczne inspiracje od surowej energii muzyki punk i hip-hop po delikatne brzmienie muzyki klasycznej i eksperymentalnej. Polar Bear utożsamia zmiany zachodzące we współczesnym świecie, gdzie różne wpływy i style mieszają się, by ostatecznie stworzyć nową i ekscytującą artystyczną hybrydę. Zespół debiutował w 2004 r. płytą „Dim Lit”. Ich drugi album zatytułowany „Held On The Tips Of Fingers” był nominowany do nagrody „Mercury”. To wtedy artyści postanowili rozszerzyć środki ekspresji o elementy elektroniczne zapraszając do składu Johna Leafcuttera. Decyzja ta zaważyła na późniejszym kształcie zespołu i sukcesie ich kolejnych płyt. Na żywo zespół to nieograniczona energia brzmienia i ekspresji. Ich koncerty niosą za sobą zarówno ekscytującą i odkrywczą siłę improwizacji, jak i pewność siebie i intensywność wynikającą z ich wieloletniej przyjaźni. Lider Seb Rochford razem z Tomem Herbertem (kontrabas), Peterem Wareham (saksofon tenorowy i barytonowy) tworzyli zespół Acoustic Ladyland, elektryczne alterego Polar Bear. Ich album wydany w roku 2006 jest jednym z najlepszych przykładów awangardowego połączenia jazzu i rocka.


Wednesday, April 25, 2012

Tomasz Dąbrowski i Tyshawn Sorey 30 kwietnia o 18.00 w Katofonii!!!


30 kwietnia 2012 roku usłyszymy na festiwalo JazzArt w Katowicach projekt Tomasza Dąbrowskiego, który do współpracy zaprosił genialnego amerykańskiego kompozytora i multiinstrumentalistę - Tyshawn'a Sorey'a. Trąbka, Balkan-horn i perkusja, to instrumenty których używają Dąbrowski i Sorey do tworzenia muzyki opartej na rozbudowanych formalnie, przemyślanych kompozycjach, połączonych z otwartą improwizacją.

Tyshawn Sorey jest aktywnym muzykiem, kompozytorem i nauczycielem. Perkusista, puzonista i pianista. Koncertuje na całym świecie z własnymi projektami, jak też muzykami najżyszego lotu: Steve Colemanem, John Zorn, Vijay Iyer, Wadada Leo Smith, Dave Douglas i Tim Berne. Jego dorobek kompozytorski, to ponad 160 utworów, od kompozycji na zespoły jazzowe do dużych form na orkiestrę. 

Tomasz Dąbrowski, trębacz i kompozytor. Gra na trąbce i na instrumencie nazwanym przez niego ‘Balkan-Horn ‘. Jego mocne, charakterystyczne i rozpoznawalne brzmienie inspirowane jest folkiem wschodnioeuropejskim, awangardą Berlińską i współczesną sceną muzyki improwizowanej. Obecnie mieszka w Danii, gdzie studiuje na wydziale kompozycji i realizuje autorskie projekty. W styczniu 2012 wyjechał do Nowego Jorku, gdzie w przeciągu zaledwie dwóch tygodni, nagrał trzy płyty. Dwie autorskie - duet z Tyshawn Sorey'em właśnie, oraz trio z Kris Davis i Andrew Drury. Trzecia płyta na zaproszenie duńskiego basity - Kenneth Knudsena, została zarejestrowana z udziałem m.in Jaleel'a Shaw, Johnathan'a Blake'a - obaj byli nominowani do nagrody Grammy. 

TOMASZ DĄBROWSKI & TYSHAWN SOREY - "STEPS"


TOMASZ DĄBROWSKI & TYSHAWN SOREY
30 kwietnie - Katowice, KATOWICE JAZZART - KATOFONIA, 18.00 [http://www.jazzartfestival.eu/]

(Edytor)

Co nas czeka w czasie JazzArt Festival?


W ostatni weekend kwietnia fani jazzu poszukującego znajdą go w wyjątkowo dużej dawce. Wszystko za sprawą festiwalu Jazzart, który ma ambicje stać się dla miłośników tego gatunku coroczną imprezą obowiązkową. 

Nowoczesny, awangardowy, poszukujący świeżej krwi i niekonwencjonalnej energii. W ten sposób organizatorzy pierwszej edycji Jazzartu, nowego wydarzenia na kulturalnej mapie Katowic zachęcają wielbicieli muzyki improwizowanej do uczestnictwa w koncertach. Jazz w przeróżnych konwencjach, stylistykach i kombinacjach zagości w kilku miejscach naraz, a gwarantem niezapomnianych wrażeń mają być muzycy: niepokorni, nowatorscy, klasowi. Na festiwalową scenę wstęp mają artyści, dla których tradycja stanowi jedynie impuls do dalszych poszukiwań. Jazzart chce monitorować zmiany zachodzące w muzyce improwizowanej, zgodnie z formułą: nic o nas bez nas, zamierza tropić nowe środki ekspresji i stać się świętem awangardy, „łącząc to, co wydaje się nie do połączenia i kreując to, co wydaje się nie do zaakceptowania”. 

Wśród premierowego zestawu artystów wiele znakomitości. Prawdziwa bomba szykuje się już na otwarcie. Neil Cowley to współtwórca sukcesu Brand New Heavies, współautor hitów Adele, laureat BBC Jazz Award i czołowy przedstawiciel post-jazzowej sceny na Wyspach, którego dokonania często określa się mianem „jazzu dla fanów Radiohead”. Trio 40-letniego muzyka zostanie wsparte gościnnie przez kwartet smyczkowy. Cowley czerpie garściami zarówno z muzyki klasycznej, jak i tanecznej, ociera się o punkową energię, zakamuflowany ambient i akustyczne techno, płynnie przechodzi od fortepianowej solówki po klubowe rytmy. 

Inspiracje podróżami po Starym Kontynencie przekute na dźwięki saksofonu zaprezentuje wirtuoz tegoż instrumentu, a także ikona brytyjskiego jazzu Courtney Pine w specjalnym „Projekcie Europa”. Londyńczyk z jamajskimi korzeniami jest autorem pierwszego jazzowego albumu, który dostał się w 1987 roku na brytyjską listę Top 40. Tym razem połączy chorały gregoriańskie z wpływami muzyki celtyckiej oraz węgierskimi i hiszpańskimi melodiami. 

Polar Bear, awangardowy kwintet z Wielkiej Brytanii, jazzowe klimaty wymiesza z punkową energią i hip-hopowym beatem. Lars Danielsson, którego przedstawiać w Polsce nie trzeba, pojawi się z nowym kwartetem w repertuarze zawierającym skandynawskie pieśni ludowe. 

Dąbrowski/Sorey to niecodzienne połączenie polskich płuc i amerykańskich rąk, czyli trębacz Tomasz Dąbrowski kontra multiinstrumentalista Tyshawn Sorey. Nasz inny rodak, saksofonista altowy Maciej Obara na scenie wystąpi wraz ze skandynawską sekcją rytmiczną i pianistą Dominikiem Wanią, natomiast inspirowany Art Ensemble Of Chicago, dziesięcioosobowy zespół Power Of The Horns Damas Ensemble pod dowództwem Piotra Damasiewicza mocą sześciu instrumentów dętych i rozbudowanej sekcji rytmicznej zbuduje zapierające dech w piersiach ściany dźwiękowe. 

A to nie wszystko. Wyspiarski Portico Quartet zaprosi słuchaczy na jazzową wycieczkę po terenie zarezerwowanym dla grupy Kraftwerk, Briana Eno, a nawet Buriala. Formacja Orange The Juice ze Stalowej Woli pohałasuje nieco mocniej, zbliżając się w rejony i rejestry metalowe. Niekonwencjonalne trio Stryjo improwizację potraktuje z przymrużeniem oka. Projekt PRL Irka Wojtczaka odwoła się do rodzimych oberków i kujawiaków, a Hadrony wspomnianego Damasiewicza udowodnią, że jazz może wejść w związek nawet z fizyką kwantową. Solistom będzie towarzyszyć jak zawsze niezawodna kameralna orkiestra Aukso pod dyrekcją Marka Mosia.

tekst: Roman Szczepanek

JazzArt Festiwal w Katowicach od 28 do 30 kwietnia 2012!!!

Tuesday, April 17, 2012

Idea JazzArt Festival

Festiwal KATOWICE JAZZART to nowe i unikatowe przedsięwzięcie muzyczne w Polsce organizowane przez instytucję kultury Miasto Ogrodów. Festiwal zrzesza artystów reprezentujących różne stylistyki i konwencje, często na pograniczu stylów, łącząc to, co wydaje się nie do połączenia i kreując to, co wydaje się nie do zaakceptowania.

Festiwal zaprezentuje inspiracje artystów z różnych miejsc Europy: od skandynawskich pieśni ludowych w wykonaniu genialnego basisty Larsa Danielssona, węgierskich i hiszpańskich melodii w projekcie Courtney Pine Europa, po oberki i kujawiaki Irka Wojtczaka.

JAZZART to festiwal nowoczesny, awangardowy, poszukujący świeżej krwi i niekonwencjonalnej energii. Dlatego też do udziału zaproszeni zostali młodzi artyści tacy jak: Maciej Obara z nową skandynawską sekcją rytmiczną, zaskakujące Orange the Juice, młode i nieortodyksyjne Stryjo, genialny Neil Cowley, inspirowany Art Ensemble of Chicago zespół Power of the Horns Piotra Damasiewicza, czy brytyjski awangardowy zespółPolar Bear z świetnym saksofonistą Peterem Warehamem i perskusistą Sebem Rochfordem.

JAZZART nie da się wrzucić w żadne ramy – to miejsce, gdzie spotkają się artyści muzyki improwizowanej, zawsze jednak najwyższej klasy i reprezentujący najwyższy poziom europejskiej sceny jazzowej. Festiwal przedstawi artystów rozwijających się, poszukujących inspiracji w wielu gatunkach muzycznych, sięgających do tradycji, ale po to, żeby stworzyć nową jakość. JAZZART postawił sobie za zadanie odzwierciedlać zmiany zachodzące w muzyce improwizowanej, które nie znoszą ograniczeń, które potrzebują nowego artystycznego języka oraz środków ekspresji.